Bruno Mars - It will rain....
--------------
...
Kolejne dni były zakręcone. Rano do szkoły, potem do Alex, późnym popołudniem do domu. Czasem zamiast iść na lekcje zrywałam się i szłam do przyjaciółki. Zawsze zastawałam tam Zayna, który był ciągle przy niej. Podczas pierwszej chemii również. Pamiętam ten dzień świetnie, bo dzień wcześniej moja matka dowiedziała się, że opuściłam kilka dni w szkole. Był to czwartek. Zła na cały świat, po środowej, wieczornej wojnie z matką, musiałam iść do szkoły. Dodatkowo miałam znienawidzone przez siebie lekcje. Dwie historie, geografię, chemię, fizykę oraz na całe szczęście angielski. Na pierwszej lekcji mieliśmy "mini-teścik", który obejmował trzy rozdziały z podręcznika. To naprawdę "mini". Nie mogłam się na niczym skupić, bo cały czas myślami byłam przy mojej przyjaciółce, która miała pierwszą chemioterapię. Wiedziałam, że był z nią Zayn, a to podnosiło mnie na duchu.
****Z*A*Y*N****
W końcu nadszedł ten dzień gdy Alex rozpoczęła swoją walkę. Byłem z nią. Chciałem być. Nie chciałem by przechodziła przez to sama. Nie była mi obojętna już od pierwszego spotkania. Jej choroba jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyła. Dobrze, że chłopacy byli za tym by przesunąć nagrywanie płyty o jakiś czas w przyszłość. Mieli dłuższe wakacje, a ja mogłem być tylko dla Alex.
Przyszedłem do niej jak zwykle. Pogadaliśmy, a potem przyszedł czas na to, czego najbardziej się obawialiśmy. Poszliśmy do lekarza. Zrobił jej podstawowe badania i brunetka zajęła w końcu fotel, stojący w przylegającym pomieszczeniu. Była blada i przerażona. Nie ukrywam, ja również byłem przerażony widokiem tego wszystkiego. Te igły, nawet ta szpitalna biel doprowadzała mnie do obłędu. Wysoka pielęgniarka przygotowała kroplówkę i wenflon. Zbliżyła się do Alex i wkłuła jej igłę. Zrobiło mi się słabo, bo nigdy nie lubiłem zastrzyków czy szczepień. Brunetka mocniej ścisnęła moją rękę.
Usiadłem na kozetce stojącej obok. Cały czas trzymałem moją przyjaciółkę za rękę.
- Jestem tu. Pamiętaj - mruknąłem ściskając jej dłoń.
- Mhmm. Dziękuję.
Po skończonej chemii dowiedziałem się, że brunetka dzisiaj wraca do domu. Nie wiedziałem jak będzie dalej. Bo raczej nie będę przesiadywał u niej całymi dniami. Kilkanaście minut później przyjechał jej starszy brat i odebrał ją ze szpitala.
Kolejne dni mijały inaczej niż dotychczas. Spotykaliśmy się tylko na kilka godzin. Nie wytrzymałbym żeby jej nie widzieć.
Po trzech tygodniach pojechałem z nią na kolejną chemię. Alex walczyła dalej z chorobą, ale była coraz słabsza. Jej piękne, kasztanowe włosy wypadły, przez co dziewczyna dostała kolejnej załamki. Opowiedziała mi całą swoją historię. Dowiedziałem się, że jej matka była z innym facetem, który niezbyt przepadał za moją przyjaciółką dlatego często wybuchały sprzeczki. Matka Alex obwiniała ją o śmierć jej przyrodniej siostrzyczki. Starszy brat Alex wyprowadził się z domu gdyż był już pełnoletni i studiował dziennikarstwo. Obiecał jej, że zabierze ją z tego cholernego domu lecz choroba wszystko utrudniała. Czekała na tę chwilę, na ten dzień gdy dowie się, że rak zniknął. Opowiadając o tym wszystkim z jej oczu płynęły łzy. Ja również nie mogłem się opanować i nie potrafiłem wstrzymać łez. Z jej ust usłyszałem kiedyś:
- Wiesz? Tak naprawdę to teraz wolałabym umrzeć, bo nie mam po co wracać tam. Już lepiej byłoby mi gdzie indziej. Po drugiej stronie.
Pewnego dnia gdy byłem u niej i opowiadała mi inną historię swojego życia, dostała krwotoku więc prędko zawiozłem ją do szpitala. Jej ciało było słabe. Szybko położyli ją w białej sali i podłączyli kolejną kroplówkę oraz różne aparatury. Siedziałem przy jej łóżku bez słowa patrząc w krople spadające do jej żył. Spała, a ja nie wiedziałem co mam ze sobą począć. W pewnej chwili do sali wszedł lekarz:
- Co z nią będzie? - zapytałem od razu.
- Najbliższa doba zadecyduje o wszystkim. I o tym czy będzie żyła. Jej organizm jest młody lecz dziewczyna poddaje się. Nie chce walczyć. Jednak miejmy nadzieję, że wyjdzie z tego.
Lekarz wyszedł, a ja znów wróciłem do rozmyślań. Postanowiłem, że zadzwonię do Jess, bo w końcu to również jej przyjaciółka. Gdyby nie ona, nie poznałbym mojej Alex.
Wybrałem numer i po kilku sygnałach usłyszałem:
- Hej.
- Hej. Dzwonię ze szpitala.
- Co się stało?!
- Bo..Alex... Miała krwotok. Przywiozłem ją do szpitala. Jest w ciężkim stanie. Nie wiadomo czy przeżyje - mój głos się łamał.
- Co z nią teraz?
- Śpi.
- Zaraz będę - powiedziała i się rozłączyła.
Ja znów patrzyłem w kroplówkę. Krople spadały jednym rytmem płynąc do jej żył. Jedna po drugiej. Kap, kap, kap... Jak deszcz.
Trzymałem ją za rękę i ciągle powtarzałem:
- Nie możesz odejść, rozumiesz? Nie możesz mnie zostawić - nie wiem czy powtarzałem to by podtrzymać ją na duchu czy po prostu by samemu się nie poddać.
Kilkanaście minut później usłyszałem ciche pukanie i zobaczyłem Jess. Podszedłem do niej i bez słowa się do niej przytuliłem. Brakowało mi kogoś kto pocieszyłby mnie w tych trudnych chwilach.
W tym samym momencie aparatura zaczęła szaleć. Ten pisk mnie przerażał. Do sali wbiegli jacyś lekarze i pielęgniarki. Nie wiedziałem co się dzieje. Lekarz zaczął krzyczeć:
- Odchodzi. Tracimy ją.
Pielęgniarka w naszą stronę krzyknęła:
- Proszę opuścić salę.
Nic do mnie nie docierało więc Jess pociągnęła mnie na korytarz. Wychodząc nadal słyszałem pisk aparatury, a na monitorze zobaczyłem jedną poziomą kreskę. Lekarze zaczęli ją reanimować. Jess zadzwoniła do Nialla i po kilku minutach byliśmy wszyscy razem. Stałem oparty o szybę i patrzyłem co robią z Alex. Wiele myśli krążyło mi po głowie. Obwiniałem siebie za to, co się dzieje. Za to, że nie powiedziałem jej co czuję. A najbardziej dobijał mnie fakt, że już nigdy mogę nie mieć do tego okazji....
....
-------------
Na nexta zapraszam za.... tydzień ^^ A po 00:00 niespodzianka xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz