Dedykacja dla Vas.Happenin, która tak fajnie mnie poganiała komentarzami.
Oraz dla Jess, która również się dopytywała <3
Evanescence - Bring Me To Life <3 - mój faworyt na zawsze <3
-----
...
****H*A*R*R*Y****
Wszedłem do domu po cichu. Przynajmniej starałem się. Jednak nie udało mi się to. W salonie przewróciłem doniczkę z kwiatkiem. Narobiłem hałasu.
- Cholera - przekląłem pod nosem.
Obudziłem Louisa, który spał na kanapie.
- Co ty tu robisz? - zapytałem.
- Czekałem na ciebie. Znikasz z klubu z jakąś obcą laską, nie mówisz gdzie będziesz. Martwiłem się, rozumiesz?!
- Idę spać. Jutro porozmawiamy.
Poszedłem do siebie na górę. Kilka razy potknąłem się na schodach i o mały włos a bym się wywrócił. Rzuciłem się na łóżko w ubraniu. Nie miałem sił się rozbierać. Z trudem rozwiązałem trampki i rzuciłem je pod drzwi. Leżąc czułem, że kręci mi się w głowie. Jednak udało mi się zasnąć.
Rano obudził mnie ból głowy. Kolejny dzień pod rząd. Chyba naprawdę przestanę pić.
Zwlokłem się na dół. Słyszałem, że Louis był już w kuchni, bo radio było włączone.
- Wody! Umieram! - krzyknąłem w połowie schodów.
Wszedłem do kuchni. Lou smażył jajecznicę, a ja podszedłem do lodówki by wyjąć butelkę wody. Z szafki wyciągnąłem tabletki na kaca. Wypiłem je i usiadłem przy stole. Polikiem oparłem się o zimny, kamienny blat.
- Boli główka? Oj, biedactwo - zakpił Tomlinson.
Spojrzałem na niego, westchnąłem i ponownie oparłem się o stół.
Louis podgłośnił radio na maxa. Złapałem się za głowę i krzyknąłem:
- Ścisz to! Głowa mi pęknie!
Ten tylko zaśmiał się i wyjął talerze. Wstałem i wyłączyłem radio.
- Która godzina? - zapytałem.
- Na zegarku się nie znasz? - wskazał zegar stojący na szafce.
- Wszystko zlewa mi się w jedno, a ty jeszcze mnie dobijasz. Jesteś bez serca.
- Minęła 12.
- Dziękuję - mruknąłem obrażony siadając na swoim miejscu.
Po chwili dołączył do mnie stawiając przede mną talerz z jajecznicą. Spojrzałem na nią. Zrobiło mi się niedobrze. Odsunąłem talerz i wstałem. Poszedłem do salonu i położyłem się na kanapie. Chwyciłem pilota i włączyłem tv. Przeskakiwałem z kanału na kanał. W końcu zostawiłem na jakimś programie przyrodniczym. Po jakimś czasie przyszedł do mnie Louis i usiadł na fotelu.
- Jadę z El na zakupy. Chcesz jechać z nami?
- Nie - mruknąłem.
- To co będziesz robił?
- Nic - powiedziałem obrażony.
- Oj, nie gniewaj się nie wiadomo na co - usiadł obok mnie i poczochrał mnie po głowie. - Jedziesz? - zapytał.
- Nie. Dziś wraca Rose. Umówiłem się z nią także miłego dnia życzę.
- Wzajemnie. To ja spadam się szykować.
- Mhmm.
Louis poszedł na górę, a ja wróciłem do oglądania. W pewnej chwili Tomlinson zszedł i przyszedł do mnie.
- Mamusia dzwoni - rzucił mi komórkę.
Spojrzałem na wyświetlacz. Rzeczywiście, dzwoniła moja mama. Odebrałem mówiąc:
- Cześć mamo.
- Cześć, Harry. Co tak milczysz?
- A mieliśmy ostatnio dużo pracy - skłamałem.
Porozmawialiśmy chwilę po czym powiedziałem, że muszę kończyć, bo wychodzę. Trudno mi było okłamywać osobę, którą kocham. Lou wyszedł, a ja zostałem w domu sam. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła 14. Wybrałem numer Zayna. Odebrał po chwili mówiąc:
- No hej, Harry. Co tam?
- Hej. Nic. Chciałem się dowiedzieć jak tam wakacje.
- A wspaniale, dzięki. A co u was?
-Yyy.. też ok.
Porozmawialiśmy chwilę, życzyłem im udanej zabawy i rozłączyłem się. Poszedłem na górę. Skierowałem się do łazienki by wziąć długą kąpiel. Leżąc w wannie próbowałem przypomnieć sobie ostatnią noc. Przed oczami jak tańczę z jakąś dziewczyną w barze, a potem budzę się obok niej w hotelu. Pomiędzy tym była totalna pustka. Żałuję, że pojechaliśmy do tego klubu. Nie wiem dokładnie co zaszło między mną, a tamtą dziewczyną, ale jednego mogę być pewny. Chyba.
Wyszedłem z wanny i okryłem się ręcznikiem. Usiadłem na krześle przed lustrem i zacząłem suszyć sobie włosy.
- Mrrr, ale przystojniak - powiedziałem do swojego odbicia w lustrze patrząc na moje loki. Podobały mi się. Chyba do końca nie wytrzeźwiałem.
Mając ułożone już włosy, wróciłem do pokoju. Ubrałem się i chwyciłem za telefon. Nie było żadnych wiadomości ani nieodebranych połączeń. Dziwne. Przecież Rose miała dać znać jak już będzie w domu. Spojrzałem na zegarek. Minęła 16. Wybrałem numer Rose i czekałem aż odbierze. Jednak tak się nie stało. Połączyłem się z jej sekretarką. Spróbowałem ponownie, ale znów spotkałem się z ciszą. Powtórzyłem tę czynność kilka razy, a w końcu się nagrałem.
- Rose, proszę cię, odezwij się. Martwię się.
Rozłączyłem się. A może coś im się stało? Może mieli wypadek?
W tej chwili w mojej głowie krążyły różne najgorsze scenariusze. Nie wytrzymałem tego. Wybrałem jej numer ponownie. Tym razem telefon był wyłączony. Coś ścisnęło mnie w środku. Przypomniała mi się jej opowieść dotycząca jej rodziców i Matta. Może to samo spotkało ją?
Zbiegłem szybko na dół, chwyciłem kluczyki i po chwili byłem już w drodze do domu Rose. Kilkanaście minut później zaparkowałem już przed dobrze znanym mi budynkiem. Prędko wysiadłem i skierowałem się w stronę drzwi. Zadzwoniłem i stałem niecierpliwy. Powtórzyłem czynność i zacząłem przestępować z nogi na nogę. Moje oczy zaczęły robić się wilgotne, bo miałem najgorsze scenariusze. Auto Alice nie stało na podjeździe. Niby mogło być w garażu, ale równie dobrze mogło stać już gdzieś rozwalone. Teraz sekundy trwały wieczność. Nie mogłem doczekać się kiedy zobaczę Rose uśmiechniętą, kiedy przytulę ją i będę pewny, że nic jej nie jest. Jednak nadal nikt nie otwierał, a ja miałem ochotę wyważyć drzwi. Przez chwilę przed oczami widziałem słodki uśmiech Mayi co podniosło mnie na duchu. Jednak ten piękny obraz został zastąpiony przez obraz Rose, Alice i Mayi w trumnie. Boże, nie możesz mi tego zrobić. Nie możesz mi ich zabrać....
Po chwili dołączył do mnie stawiając przede mną talerz z jajecznicą. Spojrzałem na nią. Zrobiło mi się niedobrze. Odsunąłem talerz i wstałem. Poszedłem do salonu i położyłem się na kanapie. Chwyciłem pilota i włączyłem tv. Przeskakiwałem z kanału na kanał. W końcu zostawiłem na jakimś programie przyrodniczym. Po jakimś czasie przyszedł do mnie Louis i usiadł na fotelu.
- Jadę z El na zakupy. Chcesz jechać z nami?
- Nie - mruknąłem.
- To co będziesz robił?
- Nic - powiedziałem obrażony.
- Oj, nie gniewaj się nie wiadomo na co - usiadł obok mnie i poczochrał mnie po głowie. - Jedziesz? - zapytał.
- Nie. Dziś wraca Rose. Umówiłem się z nią także miłego dnia życzę.
- Wzajemnie. To ja spadam się szykować.
- Mhmm.
Louis poszedł na górę, a ja wróciłem do oglądania. W pewnej chwili Tomlinson zszedł i przyszedł do mnie.
- Mamusia dzwoni - rzucił mi komórkę.
Spojrzałem na wyświetlacz. Rzeczywiście, dzwoniła moja mama. Odebrałem mówiąc:
- Cześć mamo.
- Cześć, Harry. Co tak milczysz?
- A mieliśmy ostatnio dużo pracy - skłamałem.
Porozmawialiśmy chwilę po czym powiedziałem, że muszę kończyć, bo wychodzę. Trudno mi było okłamywać osobę, którą kocham. Lou wyszedł, a ja zostałem w domu sam. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła 14. Wybrałem numer Zayna. Odebrał po chwili mówiąc:
- No hej, Harry. Co tam?
- Hej. Nic. Chciałem się dowiedzieć jak tam wakacje.
- A wspaniale, dzięki. A co u was?
-Yyy.. też ok.
Porozmawialiśmy chwilę, życzyłem im udanej zabawy i rozłączyłem się. Poszedłem na górę. Skierowałem się do łazienki by wziąć długą kąpiel. Leżąc w wannie próbowałem przypomnieć sobie ostatnią noc. Przed oczami jak tańczę z jakąś dziewczyną w barze, a potem budzę się obok niej w hotelu. Pomiędzy tym była totalna pustka. Żałuję, że pojechaliśmy do tego klubu. Nie wiem dokładnie co zaszło między mną, a tamtą dziewczyną, ale jednego mogę być pewny. Chyba.
Wyszedłem z wanny i okryłem się ręcznikiem. Usiadłem na krześle przed lustrem i zacząłem suszyć sobie włosy.
- Mrrr, ale przystojniak - powiedziałem do swojego odbicia w lustrze patrząc na moje loki. Podobały mi się. Chyba do końca nie wytrzeźwiałem.
Mając ułożone już włosy, wróciłem do pokoju. Ubrałem się i chwyciłem za telefon. Nie było żadnych wiadomości ani nieodebranych połączeń. Dziwne. Przecież Rose miała dać znać jak już będzie w domu. Spojrzałem na zegarek. Minęła 16. Wybrałem numer Rose i czekałem aż odbierze. Jednak tak się nie stało. Połączyłem się z jej sekretarką. Spróbowałem ponownie, ale znów spotkałem się z ciszą. Powtórzyłem tę czynność kilka razy, a w końcu się nagrałem.
- Rose, proszę cię, odezwij się. Martwię się.
Rozłączyłem się. A może coś im się stało? Może mieli wypadek?
W tej chwili w mojej głowie krążyły różne najgorsze scenariusze. Nie wytrzymałem tego. Wybrałem jej numer ponownie. Tym razem telefon był wyłączony. Coś ścisnęło mnie w środku. Przypomniała mi się jej opowieść dotycząca jej rodziców i Matta. Może to samo spotkało ją?
Zbiegłem szybko na dół, chwyciłem kluczyki i po chwili byłem już w drodze do domu Rose. Kilkanaście minut później zaparkowałem już przed dobrze znanym mi budynkiem. Prędko wysiadłem i skierowałem się w stronę drzwi. Zadzwoniłem i stałem niecierpliwy. Powtórzyłem czynność i zacząłem przestępować z nogi na nogę. Moje oczy zaczęły robić się wilgotne, bo miałem najgorsze scenariusze. Auto Alice nie stało na podjeździe. Niby mogło być w garażu, ale równie dobrze mogło stać już gdzieś rozwalone. Teraz sekundy trwały wieczność. Nie mogłem doczekać się kiedy zobaczę Rose uśmiechniętą, kiedy przytulę ją i będę pewny, że nic jej nie jest. Jednak nadal nikt nie otwierał, a ja miałem ochotę wyważyć drzwi. Przez chwilę przed oczami widziałem słodki uśmiech Mayi co podniosło mnie na duchu. Jednak ten piękny obraz został zastąpiony przez obraz Rose, Alice i Mayi w trumnie. Boże, nie możesz mi tego zrobić. Nie możesz mi ich zabrać....
No jak miło Że wkońcu jesteś .!:*
OdpowiedzUsuńUwielbiam twojego bloga i jego bohaterów dlatego tak cię dreczyłam o kolejną notke :*
mam nadzieje że Rose nic nie będzie.
Czekam na cd:*
Mamo boski ten rozdział!! Pisz dalej już się nie moge doczekać ; )
OdpowiedzUsuń